"Cień templariusza" Nuria Masot - niewykorzystany potencjał

Lubię kryminały i książki historyczne. Templariusze sami z siebie są fascynujący. Więc połączenie tych trzech faktorów zapowiadało czytelniczą ucztę i parę przyjemnych godzin. Tymczasem trafił mi się wyjątkowy książkowy przeciętniak z kiepską akcją, irytującymi bohaterami i fajną końcówką, która pokazuje jak bardzo autorka zmarnowałam potencjał tematu, który sama poruszyła.

Postaci są proste i przewidywalne. Kryminału nie ma tu prawie wcale, no dobrze może trochę na początku. To co mogło być ciekawe, zostało okrojone i przytłoczone przez inny wątek. Naprawdę ciekawe są ostatnie dwie strony, gdyby one zostały rozbudowane i na nich oparłaby się książka, byłaby to naprawdę wciągająca powieść.
To taki pseudohistoryczny pseudokriminał. Pseudo, gdyż oprócz osadzenia akcji w średniowiecznej Barcelonie i wybraniu na bohaterów templariuszy ja nie doszukałam się prawie niczego, co odwzorowałoby epokę. W książkach historycznych oczekuję opisu ubrań, potraw, budynków, życia. Tutaj wyglądało to tak, jakby autorka wzięła mapę średniowiecznej Barcelony i zaczęła w niej umieszczać akcję, pamiętając o wyrzuceniu adidasów, pistoletów i telefonów.

Część zagadkowa, czyli poszukiwanie tajemniczej paczuszki wiezionej przez Bernarda Guills jest ciekawa tylko do pewnego momentu, potem jest wytłumiona przez drugi, równorzędny wątek poszukiwania "Cienia".
Bohaterowie, na początku ciekawie rozbudowani po pierwszych rozdziałach są wyjątkowo płascy, powiedziałabym że wręcz denerwujący.

Spodziewałam się czegoś znacznie lepszego, pierwsze rozdziały zapowiadały niezłą rozrywkę, tymczasem finalnie trafił się nędzny przeciętniak.

4 na 10 i absolutnie nic więcej.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Literatura erotyczna - Raczej post 18+ ;)

Rick Yancey - Piąta Fala "Bezkresne morze"

Elias Canetti - Auto da Fe