Katarzyna Puzyńska - Dom czwarty
Katarzynę Puzyńską odkryłam w marcu tego roku. Błyskawicznie przeczytałam pięć tomów, chwilę tylko czekałam na "Łaskuna" i trochę oczekiwałam na pojawienie się "Domu Czwartego". Na lekturę zarezerwowałam całą niedzielę i faktycznie zaczęłam rano i skończyłam wieczorem. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak szybko przeczytałam książkę, która ma ponad 500 stron. Ten tom mi się podobał. Skupiał się na sprawie, w której różne wątki rozciągały się na prawie sto lat. Policjanci wraz z Weroniką udają się do rodzinnej miejscowości Klementyny Kopp, gdyż jej partnerka Lilliana zgłosiła zaginięcie byłej Pani komisarz. Klementyna udała się do rodzinnego domu, na prośbę matki, aby wyjaśnić zabójstwo sprzed paru lat. Okazuje się, że jedna zbrodnia jest tylko częścią większej całości, a tajemnice i dziwne zdarzenia stopniowo się nawarstwiają. Książka ma trochę mroku, który typowy był również w "Utopcach". Toczy się w miejscu, w którym obcy nie czują się najlepiej,