Howard Jackobson - Shylock się nazywam (Kupiec wenecki)
Kolejna książka z cyklu powieści współczesnych inspirowanych Szekspirem. Tym razem w oparciu o dramat "Kupiec Wenecki". Napisana przed Howarda Jacobsona, który do tej pory był mi zupełnie nieznany.
Autor w książce nagina czas i przestrzeń, gdyż przenosi Szekspierowskiego Shylocka - weneckiego, żydowskiego kupca do współczesnej Anglii w okolice tzw "Złotego trójkąta". Tam na cmentarzu spotyka go kolekcjoner sztuki oraz bogacz Strulowitz i zaprasza do swojego domu, aby podyskutować z nim o kwestii żydowskiej oraz o problemach jakie ma z córką. Strulowitz nie traktuje religii jako czegoś ważnego, a jednak wyznanie pełni ważną rolę w jego życiu oraz ma wpływ na jego stosunek do żon i córki. Strulowitz jest współczesną wersją Shylocka, ma sparaliżowaną żonę, nadmiernie dojrzałą na swój wiek i rozpustną córkę oraz problemami natury filozoficznej.
Oprócz wyżej wspomnianych wśród bohaterek jest też rozpuszczona i zmanierowana dziedziczka fortuny Plurabelle o bardzo długim imieniu, która znużona życiem posiadającej wszystko panny bawi się uczuciami różnych ludzi, a życie traktuje jak zabawę albo temat kolejnego programu telewizyjnego. Jest też znajomy Plurabelle - przeciwnik Strulowitza, również kolekcjoner sztuki. Jak również tłamszony przez nią narzeczony i piłkarz wielbiciel żydówek, który ze względu na nazistowskie gesty na boisku ma przymusowy urlop.
Całość jest nie ukrywajmy NUDNA. Kwestie filozoficzne związane z wiarą i stylem życia stanowią jakieś 80% powieści, pozostałe 20% to historia rodem z żon Hollywood, ale w wydaniu córek tychże.
Nie podobało mi się
1/5
Komentarze
Prześlij komentarz