Joanna Bator - Ciemno, prawie noc.
Wiązałam z tą książką ogromne "literackie" nadzieje. Spodziewałam się czegoś super, co mnie złapie i nie pozwoli się oderwać. Znam Panią Bator z artykułów publikowanych w nieistniejącym już Bluszczu. Dodatkowo nagroda Nike sprawiła, że potraktowałam tę książkę jako pewniaka na wysoką ocenę i świetną rozrywkę.... Jakież było moje rozczarowanie.
Zawartość zapowiada się świetnie - reporterka gazety wraca do miasta swojego dzieciństwa aby napisać artykuł o zaginionych dzieciach. Do tego wszystkiego dochodzi tajemnica pochówku Księżnej Daisy oraz zamku Książ.
Wydaje się ciekawe, ale nie jest. Przy okazji lektury przeczytałam wywiad z autorką - kilka jej opinii z wywiadu znalazłam następnie w książce. Zdegustowało mnie to, gdyż niektóre zdania pojawiły się w formie 1:1.
Za dużo tutaj powtórzeń prawie wszystkiego - autorka na upartego ciągle wraca do pewnych wątków i sformułowań, wspomina pewne zdarzenia i wypowiedziane zdania. Uparcie trzyma się pewnych słów i krąży wokół dawno wyczerpanych tematów.
Bohaterowie są dziwni. Obok zwyczajnych pojawiają się postaci rodem z powieści fantasy, nie mający styku z rzeczywistością. Nikogo nie można darzyć specjalną sympatią.
Drażniły mnie przerysowane zdarzenia, nawarstwione epatowanie przemocą seksualną oraz czasami prowadzące donikąd wątki.
Niektóre historie były zupełnie zbędne w spojrzeniu na całość powieści. Ponadto męczyły mnie fragmenty dyskusji internetowych, w których oczywiście znowu były setki powtórzeń jednego i tego samego. Były pewne wątki, które gdyby rozwinąć bez zbędnych dodatków rodem z horroru albo taniego kryminału, sprawiłyby, że byłaby to na pewno jedna z ciekawszych książek.
Miks powieści obyczajowej, reportażu, fantasy, horroru i kryminału w mojej opinii autorce nie wyszedł.
Powieść mnie wynudziła, zaskoczenie zdegustowało, a całość wywarła raczej złe niż dobre wrażenie. Za dużo wcale nie znaczy dobrze.
4/10
Komentarze
Prześlij komentarz