Marek Krajewski - Władca liczb

Ucieszyłam się, gdy zobaczyłam na stronie "Znaku", że już jesienią pojawi się nowa książka, jednego z moich ulubionych autorów. A jeszcze większy uśmiech na mojej twarzy wywołał mail z księgarni Woblink, że nowa ksiażka Pana Marka dostępna jest w formie ebooka, na około dwa tygodnie przed jej papierową premierą. Dodatkowo cena była bardzo atrakcyjna.

Zakupiłam z planem, że w ten weekend ją przeczytam. Z racji dodatkowych obowiązków, bałam się, że nie uda mi się tego zrobić. Ale okazało się, że na jej lekturę wystarczy pięć godzin czytania w średnim tempie - książka ma raptem 312 stron.

Napisana jest typowym dla autora pięknym językiem, ze sporą ilością wtrąceń z łaciny, użyciem lwowskiego dialektu, w dobrym styl, z ciekawie prowadzoną akcją.

Główny bohater, to znany czytelnikom Edward Popielski, mający już 70 lat, który po burzliwym okresie po wojnie, w 1956 roku osiągnął pewien spokój i stabilizację we Wrocławiu.
Mimo, że nie pracuje już jako detektyw, znajomy jego obecnego pracodawcy prosi go o pomoc, obiecując hojne honorarium. Popielski dostaje nowe zlecenie - ma udowodnić chorobę psychiczną brata hrabiego Zaranek-Plater - Eugeniusza, aby jego zleceniodawca mógł otrzymać drugą część spadku po rodzicach. W tym celu Popielski ma rozwiązać zagadkę trzech dziwnych samobójstw, które według Eugeniusza są dowodem na działanie demonicznego władcy liczb "Belmispara". Jeśli byłemu policjantowi, uda się udowodnić, że to wcale nie samobójstwa, wuj obu braci uzna chorobę Eugeniusza i przekaże resztę spadku jego bratu.

Śledztwo prowadzi przez podejrzany wrocławski światek, który po drodze zbiera parę przypadkowych ofiar, a w głównych bohaterze budzi spore wyrzuty sumienia. Podąża on śladami rzekomego demona, który ujawnia się, gdy zaistnieją pewne matematyczne okoliczności.
Akcja poprowadzona jest sprawnie i dobrze. Pojawiają się kolejne fakty i nitki, które prowadzą do dalszych zagadek, a następnie ich rozwiązania. Autor nie zostawia nam pola do domysłów, ujawniając całą intrygę na końcu książki.

Po przeczytaniu dochodzę do wniosku, że wszystko to już było. Tak jakby formuła powieści cyklu Wrocławsko - Lwowskiego powoli się wyczerpywała. "Władca liczb" nie wnosi do cyklu nic nowego, ani odkrywczego, wręcz wydaje się mieszaniną wątków, poruszanych już w poprzednich powieściach. Mamy tutaj zagadki matematyczne, chorobę psychiczną, demonologię, topielców, nawiązania do spirytyzmu, samotny czarny charakter, odosobnienie, przeszłość kładącą się cieniem na życiu bohaterów, tragedię dziecka, tajemnicze zaginięcia i jeszcze parę innych kwestii poruszanych w poprzednich książkach.
Sam Popielski, z racji podeszłego już wieku, jest również cieniem bohatera z poprzednich tomów. Brakuje mu pazura, a dawna zadziorność jest mocno wypierana przez rozwagę.

"Władca liczb" nie jest książką złą. Jest lekturą przyjemną, którą czyta się szybko i z dużym zainteresowaniem. Jednakże, jest już w moim odczuciu powielaniem pewnych schematów, przez co znacząco odstaje od pozostałych książek w cyklu i jest jednym z najsłabszych "tomów".

6/10



Komentarze

  1. Lubię Krajewskiego, tej książki jeszcze nie czytałam, ale mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Sarah Lark - Saga Nowozelandzka

Literatura erotyczna - Raczej post 18+ ;)

Rick Yancey - Piąta Fala "Bezkresne morze"